Przyczajeni na walizkach
- Nieprzypadkowo o dziedzictwie
historycznym i kulturowym
terenów na styku trzech granic,
rozmawiam z Tobą, historykiem,
politologiem, od lat zajmującym
się transgraniczną współpracą.
- Od 11 lat realizuję z Beatą
Justą projekt pod nazwą Dom
Trzech Kultur Parada. Nazwa ta
dzisiaj może brzmi trochę
plakatowo ale była istotna w
momencie, gdy rozpoczynaliśmy
naszą pracę. Miała ona polegać
na tym, że stworzymy miejsce
spotkań dla ludzi z Europy, a
głównie dla młodych Polaków,
Niemców i Czechów. Był to wynik
nieznośnej świadomości życia w
swego rodzaju obcym krajobrazie
architektonicznym i kulturowym.
Naszą potrzebą stało się
oswojenie tego krajobrazu na
użytek własny. Proces postępował
dalej, rozciągał się na coraz
większą grupę ludzi. Zupełnie
świadomie zaczęliśmy odszukiwać
tę spuściznę, szeroko mówiąc
germańską, włączając do niej
elementy słowiańskie,
czesko-polskie. Rozpoznając tę
mieszankę religijną i kulturową,
naszym zadaniem stało się
negowanie tezy, która próbowała
opisywać historię tych ziem w
sposób monolityczny. Na potrzeby
polityki były to ziemie albo
odwiecznie piastowskie, albo z
kolei pragermańskie. Przeciwko
takiemu spojrzeniu na nas samych
chcieliśmy swoją pracą
zaprotestować. Ukazać bogactwo,
które tkwi w historii tych
terenów. Widzimy w tym model dla
funkcjonowania Europy jako
mozaiki wielu elementów, które
nawzajem się przenikają i są w
ciągłym dialogu.
- Zauważasz gotowość do zmian.
Czy można powiedzieć to samo o
gotowości do dialogu między
kulturami?
- Naszym marzeniem było
doprowadzenie do sytuacji, w
której bycie Czechem, Polakiem
czy Niemcem przestaje odgrywać
pierwszoplanową rolę.
Chcieliśmy, aby w Paradzie
spotykali się ludzie dla
wspólnego projektu, nie sięgając
do narodowych szufladek...
- ...i udaje się to?
- To nieustanny proces. Ale to
się udaje. Oczywiście przy
metodach pracy różnice wychodzą.
- Co jest największą przeszkodą
w dialogu?
- Może to zabrzmi dziwnie, ale
dla mnie największym problemem
jest brak chęci bycia wolnym. To
element, który zaobserwowałem u
ludzi do nas przyjeżdżających. I
jest on charakterystyczny nie
tylko dla krajów
postkomunistycznych. Ludziom
zależy przede wszystkim na
bezpieczeństwie. Dla tego
bezpieczeństwa są gotowi
zrezygnować z wolności. Broniąc
swoich przywilejów, swojej
stabilizacji, negują innych. To
powoduje ksenofobie, rasizm. Z
tymi tematami nie poradziliśmy
sobie w Europie. A dla mnie
Europa jest alternatywą pod
kątem ciągłych wyzwań. Nie
kojarzy mi się ona ze
stabilizacją a odwrotnie, z
dynamicznym procesem, któremu
wszystko będzie musiało
podlegać. Wymagać to będzie
mobilności, otwartości i wyborów
pomiędzy właśnie wolnością a
stabilnością. Uważam, że to my,
mieszkańcy styku granic, mamy
szansę realizować ideę wolności,
ponieważ... nie zdążyliśmy
jeszcze zbudować stabilności.
Musimy być przedsiębiorczy,
otwarci, bowiem - tak patrząc
uważnie dookoła - poza duchową
wartością, nie mamy czego za
bardzo bronić.
- Korzenie nasze są... czy jako
historyk i jako osoba prowadząca
dom pracy twórczej dokończysz
zdanie tak samo?
- Mam problem ze zdefiniowaniem
korzeni kultury jako monolitu.
Polskie dla mnie znaczy też
żydowskie, ukraińskie,
litewskie, tatarskie. Korzeni
należałoby więc szukać zarówno w
Azji jak i we Włoszech. To
stanowi o bogactwie naszej
kultury. Ale jeżeli o mnie
chodzi, o to co robimy w
Paradzie...jest tak, że korzeni
szukam świadomie w pewnej
tradycji kultury i myśli
europejskiej. To nawiązanie do
klasyki europejskiej, do
Owidiusza, Homera...
-...ale i Hrabala.
- Dokładnie. To subiektywny
wątek. Szukam swojej tożsamości,
swoich korzeni, w tradycji
wolności i tolerancji. Dla mnie
to największe osiągnięcie
kultury europejskiej. Może dziś
zabrzmi śmiesznie, ale to w
Atenach powstała idea człowieka
jako istoty wolnej. Bez
promowania tej idei, tych
wartości, nie uda się stworzyć
wspólnej Europy.
- Dziękuję za rozmowę.
|